Wycieczka do Chiby

Oraz o tym jak prognoza pogody mnie oszukała

10/30/2022

   Niemal zawsze, podczas planowania nowej wycieczki pierwszą rzeczą którą robię jest sprawdzenie prognozy pogody. A kiedy już zdecyduję się na dane miejsce, niemal codziennie (lub nawet co parę godzin) sprawdzam w jaki sposób prognoza ulega zmianie. I oczywiście czasami to przynosi rezultaty - jestem w stanie zmienić rezerwację jeśli nastąpi nagła zmiana. Jednak... umówmy się, że obecne metody przewidywania pogody nie są w stu procentach skuteczne. Zazwyczaj można to skompensować sprawdzając prognozę według paru różnych modeli i później wyciągając z tej wiedzy jakąś średnią, ale ponownie, nie gwarantuje to w 100% poprawnego rezultatu. I głównie z tego właśnie powodu zapamiętałem moją podróż do miasta Chiba.

   Chiba stolicą prefektury o tej samej nazwie. Leży na wschód od Tokio, a patrząc na mapę można odnieść wrażenie że w zasadzie część prefektury należy do mega-aglomeracji. Ze względu na tą bliskość czasami dochodzi do dziwnych sytuacji kiedy obiekty leżące już w Chibie noszą nazwę Tokio - np. Technicznie rzecz biorąc Tokyo Disneyland należy do prefektury Chiba i nie leży w Tokio. Urosło to do pewnego rodzaju narodowego żartu według którego Chiba która nie ma za dużo do zaoferowania próbuje zmylić turystów nadając wszystkim miejscom nazwę Tokio. I o ile Disneyland może być nieco usprawiedliwiony ponieważ leży tuż przy granicy prefektur, istnieje dużo bardziej ekstremalny przykład. Jest nim „Tokyo German Village”. Tak jest. Niemiecka wioska. Leżąca w prefekturze Chiba. Reklamująca się nazwą Tokyo. Czyli można powiedzieć że źródło żartu nie wzięło się znikąd. Jednak, wracając do tematu... Pewnego razu postanowiłem urządzić sobie jedno-dniową wycieczkę w jakieś nowe, nie odwiedzane jeszcze przeze mnie miejsce. I tak jakoś się złożyło że w większości ciekawych miejsc był zapowiadany deszcz. Jednie na wschód od Tokio miała być w miarę ładna pogoda. Przeglądając mapę, ciężko było przeoczyć Chibę. Jest bardzo blisko Tokio, ma w miarę sensowne połączenia, i wyglądało na to że posiada parę wartych odwiedzenia miejsc. Prawdę powiedziawszy, żadne z nich nie wyglądało na warte podróży z osobna, jednak wszystkie w jednym miejscu pozwoliły mi na ułożenie w miarę sensownego planu dnia. Była to dla mnie spora nowość - zazwyczaj gdy się gdzieś wybieram, raczej liczę na to że wystarczy wszystko zaplanować w drodze. Na dwa dni przed wyjazdem zacząłem intensywnie sprawdzać pogodę. Niezmiennie, zapowiadano niskie zachmurzenie i brak deszczu. Zachęcony tym, wsiadłem w pociąg...

   Ponieważ Chiba jest miastem portowym, mój pierwszy przystanek był właśnie na wybrzeżu. W zasadzie nie spodziewałem się zbyt pięknych widoków - ponieważ port ma charakter industrialny, jednak co mnie nieco zaskoczyło, wokół kręciło się całkiem sporo osób. Co mnie nieco niepokoiło, to ciemne, ciężkie chmury, które wbrew prognozie wisiały nad całą okolicą. Bardzo blisko portu znajdowała się wieża widokowa. W sumie wyglądała bardziej jak typowy biurowiec. Jednak, w środku cała konstrukcja jest pusta. Jedynie na ostatnich trzech piętrach mieści się punkt widokowy, kawiarnia, restauracyjka oraz... punkt dla zakochanych. Bilet wstępu do wieży nie był drogi. Wjechałem pustą windą i po paru minutach byłem na szczycie. Widok na zatokę, był oczywiście ładny, chociaż tym razem dużo bardziej zaciekawiła mnie panorama miasta. Ponieważ miałem cały dzień przed sobą, postanowiłem nacieszyć się widokiem i zamówiłem kawę. Po paru minutach zauważyłem ze zdziwieniem że miasto zaczęło robić się... ciemne. Dopiero po chwili zrozumiałem co to oznacza. Deszcz. Istna ulewa! Powoli obserwowałem jak kolejne, coraz bliższe budynki znikają mi z oczu. W końcu chmury nadciągnęły i w miejsce w którym siedziałem. Strugi deszczu uderzające w budynek wcale nie zachęcały mnie do wychodzenia na zewnątrz. A przecież o tej porze dnia, zapowiadano jedynie 10% szans na opady! Siedziałem i czekałem. Kawę już dawno zdążyłem wypić a deszcz nie ustawał. W końcu się przełamałem i postanowiłem wyjść. W końcu nie mogłem całego dnia spędzić w tej malutkiej kawiarence. Na początku wydawało mi się że nie jest aż tak źle...

   Oczywiście pierwsze wrażenie było błędne. W połowie drogi deszcz znowu przybrał na sile i zanim dotarłem do kolejnego miejsca, nawet pomimo parasola, byłem całkowicie przemoczony. Ociekający wodą wszedłem na stację... no właśnie. Miejsca do którego dotarłem, w zasadzie nie da się zwiedzić. A przynajmniej nie w zwykłym rozumieniu. Bo tak naprawdę nie poszedłem po prostu do budynku tylko... pojechałem się przejechać. Jednym z symboli Chiby jest podwieszana kolejka jedno-szynowa. Niby nic takiego, ale wagonik który sunie nad ulicą był niemal taką atrakcją jak w lunaparku. Kiedy wagonik opuścił stację i znalazł się już na paru metrach wysokości, poczułem lekki niepokój. W końcu pojazd nie opierał się na szynie, tylko z niej zwisał... na pewno nie polecam wsiadać do tego środka transportu osobom z lękiem wysokości. Niewątpliwym plusem kolejki jest to, że jadąc nad miastem, omija wszelkie korki. Mój pierwotny plan zakładał raczej ominięcie jazdy wagonikiem, jednak oczywiście decyzję zmieniłem przez deszcz.

   

   Przejazd pozwolił mi na dużo szybsze dostanie się do muzeum miasta Chiba które mieści się w niewielkiej replice zamku. Prawdę mówiąc, to co najbardziej zapamiętałem z tego miejsca to fakt, że musiałem wejść po bardzo stromych schodach na wzgórze na którym mieścił się budynek. A podczas tak silnej ulewy, schody wyglądały jak wodospad. Kiedy już byłem na miejscu, zastałem sporą grupę ludzi którzy czekali na progu zamku aż przestanie wreszcie padać. Byłem nieco zdziwiony że pozwolono mi w ogóle wejść do środka - mam wrażenie że zostawiałem za sobą wielkie kałuże wody. Muzeum miasta Chiba (które tak właściwie nazywa się Ludowe Muzeum Miasta Chiba), ma wystawę która zdecydowanie bardziej spodoba się osobom które jeszcze nie były w żadnym z dużych muzeów w Japonii. Zebrana w nim kolekcja nie jest zła, tylko po prostu po zobaczeniu dużo bogatszych wystaw odnosi się wrażenie oglądania ponownie tego samego. Największym plusem zwiedzenia tej wystawy było to, że w międzyczasie przestało padać. Mogłem - tym razem na spokojnie - wyjść na zewnątrz i przespacerować się w kolejne miejsce, którym było muzeum sztuki. Główna wystawa należała do nurtu sztuki współczesnej. Jeśli mam być zupełnie szczery - zazwyczaj omijam tego typu wystawy gdyż znaczna większość z nich mi po prostu nie odpowiada. Jednak bardzo dobre opinie w internecie skłoniły mnie żeby może, tym razem zrobić wyjątek. Przyznaję - nie zawiodłem się. Pierwsza jej część była historią muzeum opisaną przez kustosza, która poprzeplatana była różnym typem eksponatów. Były tam zarówno obrazy, rzeźba jak i neonowe znaki. Jedna z dalszych część mieściła obrazy ptaków które były umieszczone w ramach, które z kolei były zamknięte w ptasich klatkach. Dość prosty ale w sumie pomysłowy pomysł. W innych pomieszczeniach była również kolekcja plastikowych figurek, urządzenia rejestrujące przechodniów i później wyświetlających ich na ścianach, ściana wypełniona tykającymi zegarami, różne wariacje tradycyjnych japońskich motywów... Ciężko było by mi to wszystko opisać, już nie mówiąc o tym że na pewno lepiej jest to widzieć niż tylko przeczytać.

   Gdy skończyłem oglądać dzieła sztuki i wyszedłem na zewnątrz, po chmurach nie było już najmniejszego śladu. Zacząłem wracać spacerem w stronę dworca, oglądając jeszcze mijane ciekawostki. Miałem wrażenie że całe miasto powoli zamienia się w saunę - pod wpływem ciepła wszystko parowało. Przysiadłem na chwilę na małym skwerku z nieznaną mi świątynią. W pobliżu rozpoczynał się jakiś lokalny festiwal. Pomimo że był to początek nowej fali zarażeń koronawirusem, ludzie wydawali się niespecjalnie nią przejęci. Najwyraźniej, tak długi okres izolacji i różnych restrykcji zaczął męczyć i irytować nawet Japończyków. Spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze trochę czasu na zwiedzenie czegoś, jednak... Prawdę powiedziawszy czułem się nieco zmęczony. W końcu pół dnia chodziłem przemoczony, i nawet to że mogłem się teraz wygrzać niewiele zmieniało. Ostatecznie wznowiłem spacer do najbliższej stacji, mówiąc sobie że jeszcze kiedyś może tu wrócę. W końcu Chiba nie jest złym miastem. Jednak na pewno wygląda dużo lepiej, kiedy świeci słońce.