Świątynia Japońska
Świątynia Japońska

Kamakura

Miasto w sam raz na jeden dzień zwiedzania.

10/10/2022

   Oddalone o około godzinę drogi od Tokio, znajduje się niepozorne, i zaskakująco ciekawe miasteczko. Na myśli mam mieszczące się w prefekturze Kanagawa miasto Kamakura. Ze względu na sporą ilość zabytków - głównie świątyń, może być nazwane małym Kioto. Jednak w przeciwieństwie do Kioto, nie jest położone między górami a nad oceanem, dzięki czemu posiada swój własny, odmienny klimat.

   Wycieczkę do Kamarkury planowałem już od jakiegoś czasu, jednak zawsze stawiałem na pierwszym miejscu większe miasta, w których mógłbym spędzić dwa lub trzy dni. Jednak w końcu się zdarzyło, że dysponowałem jedynie jednym dniem na wycieczkę. Dużo nie myśląc nad planem zwiedzania, ruszyłem na dworzec. Do Kamakury z Tokio można dojechać bardzo łatwo paroma liniami metra/kolei, jednak zdaje się że najszybciej można to zrobić liniami Ueno i Yokosuka. Jak już wspomniałem - dojazd zajmuje około godziny, był więc to dla mnie czas gdy mogłem przyjrzeć się ciekawym miejscom które chciałbym odwiedzić. Wysiadłem na stacji Kita-Kamakura (północna Kamakura) która znajduje się tuż przy kompleksie świątynnym Engaku-ji, należącym do buddyjskiego nurtu Zen. Pierwszym ważnym zabytkiem tego miejsca jest główna brama (sanmon), w całości wykonana z drewna.

Obiekt ten został postawiony w 1783 roku. Nie wszystkie budowle w tym miejscu są aż tak stare. Na przykład, główna hala świątynna jest względnie nowa. To z tego względu, że oryginalny budynek został zniszczony przez trzęsienie ziemi. Na jego miejscu stoi rekonstrukcja, ukończona w 1964 roku. Zespół budynków nie jest duży, i tak naprawdę mam wrażenie że obejrzenie go zajęło mi co najwyżej godzinę - wliczając w to przerwę na zieloną herbatę. W bardzo wielu świątyniach można natknąć się na herbaciarnie w której można spróbować matchy. Podobne miejsca znajdują się również w ciekawszych ogrodach. W tym miejscu, oprócz herbaty i przekąski otrzymuje się również kadzidełko które należy umieścić w kadzielnicy znajdującej się zaraz obok kapliczki. Wychodząc z Engaku-ji skierowałem się w stronę Tokei-ji jednak... to miejsce było tego dnia zamknięte. Trochę się tego nie spodziewałem, jednak nie było to zbyt dużym problemem. Engaku-ji i Tokei-ji znajdują się zaraz obok siebie, więc nie straciłem czasu chodząc od jednego do drugiego miejsca. Ponieważ dzień w którym zwiedzałem Kamakurę był bardzo gorący (chociaż temperatura tego dnia była niższa niż normalnie w lato - jedynie 30 stopni C), postanowiłem pójść prosto do głównej atrakcji tego miasta, zahaczając o jakąś kawiarnię. Idąc przez miasto natrafiłem na takie... dzieło?

W każdych normalnych warunkach, pół godziny marszu nie jest dla mnie najmniejszym problemem. Jednak ostrzeżenia przed upałami w Japonii nie są bezpodstawne. Przy 90% wilgotności, 30 stopni ciepła odczuwa się bardziej jak 40, i po tym krótkim spacerze czułem się doszczętnie zmęczony. Bardzo szczęśliwie, tuż przy moim celu - świątyni Kotoku-in znajdowały się liczne restauracje. Między innymi taka która specjalizuje się w zimnym makaronie soba! Nie ma lepszego obiadu w upał niż tego typu zimne jedzenie...

Dlaczego Kotoku-in jest główną atrakcja Kamakury? Ze względu na Kamakura Daibutsu - ogromny posąg buddy wykonany z brązu. Rozmiarem może nie imponuje aż tak bardzo jak Ushiku Daibutsu - ten w Kotoku-in ma jedynie 11 i pół metra wysokości.Jednak szokuje swoim wiekiem - pomnik został odlany w 1252 roku! I mimo to, jest w idealnej kondycji.

Co jest w tym wszystkim najbardziej ciekawe - to że przez te wszystkie wieki, parę razy mógł zostać permanentnie uszkodzony. Świątynia wiele razy uległa uszkodzeniu w wyniku pożarów, trzęsień ziemi oraz tajfunów. Jednak pomnikowi szczęśliwie nic się nie stało. Podczas jednego z trzęsień została uszkodzona nawet podstawa na której stał. Jednak i to nie wpłynęło na niego. Najwyraźniej osoby które odlewały pomnik bardzo dobrze znały się na swojej robocie. Dawniej pomnik znajdował się wewnątrz świątyni - jednak w późniejszych latach został przeniesiony na zewnątrz. Po obejrzeniu statuy i terenów wokół (tak naprawdę oprócz daibutsu nie ma nic ciekawego w tym miejscu) skierowałem się do kolejnej świątyni buddyjskiej - Hasedera. Miejsce to jest znane przede wszystkim z 9 metrowej, 11 głowej rzeźby bogini miłosierdzia Kannon oraz pięknego widoku na wybrzeże Kamakury. Faktycznie - obie te rzeczy są ciekawe. Jednak dodatkowo na terenie tego kompleksu znajduje się dosyć osobliwy, krótki korytarz wykuty w skale. Bardzo przyjemne miejsce w trakcie upałów jednak - ruch w tym miejscu odbywa się tylko w jedną stronę a w dodatku, w paru miejscach trzeba się mocno pochylić aby przejść. Wewnątrz znajdują się różne posążki - najwyraźniej są to kapliczki, chociaż pewności nie mam. Co mnie jeszcze w Hasedera zaciekawiło to duża drewniana konstrukcja - karuzela zawierająca sutry buddyjskie. Kiedyś wymyślono, że zakręcenie nią to tak jakby przeczytać wszystkie sutry się w niej znajdujące. Najwyraźniej oświecenie można osiągnąć również na skróty :) Niestety współcześnie nie ma tak łatwo, i zabronione jest kręcenie mechanizmem. Świątynia ta posiada również ciekawy ogród.

Od góry, lewej strony: statua strzegąca wejścia do świątyni; Kamakura Daibutsu; wielkie klapki do... odstraszania demonów; karuzela na zwoje; widok ze świątynnego ogrodu; figurki wotywne

   Ostatnim miejscem które odwiedziłem tego dnia w Kamakurze była świątynia Tsurugaoka Hachiman-gū. Jest to najważniejsza świątynia shinto w Kamakurze, w której czczony jest Hachiman - patron klanu Minamoto. Czczony tu jest także cesarz Ojin, Hime-gami, oraz cesarzowa Jingu. Sama świątynia została założona ponad tysiąc lat temu, około 1063 r. jednak jak wiele innych podobnie starych miejsc, była wielokrotnie przebudowywana. Ostatnia przebudowa miała miejsce w 1828 r. Podejście do świątyni jest dość ciekawe. Od plaży, przez centrum miasta, biegnie prawie dwu kilometrowa prosta ulica, z dwoma charakterystycznymi bramami. Od mniej-więcej połowy ulicy, trasa jest obsadzona drzewami wiśni, co musi z pewnością ciekawie wyglądać wiosną. Kompleks tej świątyni zawiera staw, oraz parę budynków i kapliczek po bokach. Do głównego budynku należy wspiąć się po dość stromych schodach. Obejrzenie świątyni nie zajęło mi dużo czasu - prawdę powiedziawszy, ponieważ jedynie zwiedzam to miejsce a nie jestem pielgrzymem, to miejsce jak dla mnie nie wyróżnia się szczególnie spośród innych świątyń.

   Wracając na dworzec czekała mnie jedna mała niespodzianka. Ponieważ dzień był gorący, a ja jednak się sporo nachodziłem - naszła mnie ochota na piwo. Przystanąłem przy jednym ze sklepów. W pierwszej chwili nie zwróciłem uwagi na to że miejsce to wygląda trochę nietypowo. Głównie zainteresowało mnie to że mają lokalne alkohole. Po zakupie, obejrzałem się za siebie. Budynek był cały z drewna, w tradycyjnym stylu. Obok znajdowała się tabliczka z której się dowiedziałem że... to najstarszy sklep z alkoholem w tym mieście. No cóż, i tego typu zabytki są ciekawe, prawda? W każdym razie - piwo mieli całkiem smaczne.