Kumamoto

Czarny zamek i niedźwiedź

6/5/2022

Na południowy zachód, od największej wyspy Japonii (Honsiu), leży niemal stykająca się z nią wyspa Kiusiu. Jest podzielona na siedem prefektur, a mój dzisiejszy wpis będzie dotyczył stolicy jednej z nich - Kumamoto. Miasto to, jak w wielu innych przypadkach, nosi tą samą nazwę co prefekta. Jadąc w tamto miejsce, nie wiele wiedziałem na jego temat. Na szczęście, ponieważ podróż do Kumamoto zajmuje sporo czasu, miałem okazję poczytać co nieco.

Zacznijmy od czegoś nietypowego. Z czego najbardziej słynie Kumamoto? Znawcy japońskiej historii mogli by stwierdzić że z tamtejszego zamku jednak to nie do końca prawda. To, z czym wszyscy kojarzą miasto - i prefekturę - jest... maskotką! Tak jest, każda prefektura musi mieć jaką maskotkę i tak też w przypadku Kumamoto jest nią Kumamon - bardzo charakterystyczny czarny miś z czerwonymi policzkami. Popularność jest tak duża że w samym mieście jest widoczny absolutnie wszędzie - na kartach transportu miejskiego, w sklepach, punktach informacji turystycznej itd. W czasie kiedy przebywałem w Kumamoto, odbywał się tam akurat festiwal - przy okazji którego stworzono wielkiego misia z kwiatów! Sama nazwa Kumamon jest bardzo sprytną grą słów. Pierwsza część imienia maskotki „Kuma” znaczy po prostu niedźwiedź, ale jest też częścią nazwy prefektury. „Mon” może być skrótem od słowa „potwór”. Jednak jak można przeczytać w jednym z oficjalnych oświadczeń Kumamon to nie niedźwiedź a... po prostu Kumamon. W każdym bądź razie, maskotka walnie przyczyniła się do odbudowy rejony po dużym trzęsieniu ziemi w 2016 roku.

A oto i Kumamon!

Skoro jesteśmy już przy trzęsieniu ziemi, przejdźmy do drugiego obiektu z którego miasto słynie - zamku Kumamoto. Twierdza ta znajduje się praktycznie w centrum miasta, i w mojej ocenie jest to najpiękniejszy japoński zamek jaki do tej pory widziałem. Jest też bardzo charakterystyczny - podczas gdy inne zamki są w większości białe - przez co osobom nie znającym ich łatwo jest je pomylić - zamek Kumamoto wyróżnia się czarnym kolorem. Jak łatwo można zgadnąć, skoro piszę o nim przy okazji trzęsienia ziemi - oznacza to że zamek został w nim uszkodzony. I istotnie, część murów oraz jedna z wież zapadły się, większość dachów została uszkodzona i pozbawiona dachówek. Stan zamku po trzęsieniu był dramatyczny. Na szczęście, mieszkańcy miasta oraz pasjonaci i miłośnicy zamku postanowili odbudować go i naprawić wszystkie zniszczenia. Jest to iście tytaniczny wysiłek, co widać chociaż po tym, że nawet teraz, w 2022 roku prace jeszcze się nie zakończyły. Jak wynika z relacji, którą można obejrzeć w zamkowym muzeum, jednym z czynników, który umocnił determinację osób zajmujących się odbudową jest jeden, szczególny fragment zamku który, pomimo licznych uszkodzeń - nie zapadł się. Posłużyło to za inspirację do wytrwałej pracy.

Zniszczony fragment muru i ściana, które służą za inspirację do odbudowy.

Zamek jest otoczony pierścieniem potężnych murów.

Widok z szczytu zamku.

Podobnie jak w przypadku innych warowni, i ta w Kumamoto została przekształcona w muzeum. Eksponaty w środku są opisane jedynie po japońsku lecz, zamek posiada własną aplikację, dzięki której mamy dostęp do tych samych tekstów, lecz w języku angielskim. Warto się z nimi zapoznać, gdyż historia tego miejsca jest ciekawa. Jednym z ostatnich, kluczowych punktów w historii zamku jest rebelia Satsumy (wojna Seinan, 1877 r.), czyli buntu samurajów, niezadowolonych z nowego rządu cesarza Meiji i likwidacji ich kasty. Podczas tych wydarzeń, oddziały buntowników wyruszyły aby zdobyć twierdzę, jednak zamek spłonął - podpalony przez błyskawicę, jeszcze przed ich przybyciem. Mimo to, obrońcy zdołali utrzymać się przez sześć tygodni. Pomimo zniszczenia głównego budynku zamku, same mury wznoszące się wokół niego wystarczyły aby się utrzymać. Drugim istotnym elementem wojny było to - że spotkali się w niej uzbrojeni w miecze i łuki samurajowie z armią rządową - wyposażoną w karabiny.

Odchodząc na chwilę od tematu - w Kumamoto przekonałem się po raz kolejny, o tym jak pozytywni oraz ciekawi potrafią być Japończycy. Widok obcokrajowca w takich miejscach jak Tokyo, Kyoto czy Osaka to nic dziwnego - tam przybywa najwięcej turystów, więc miejscowi są do nich przyzwyczajeni. Natomiast w Kumamoto... może nie ma ich aż tak wielu. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie zostałem zaczepiony przez dwójkę licealistów którzy chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcie! Przyznaję, że w pierwszym momencie mnie zatkało, jednak zgodziłem się, bo i dlaczego by nie? Wielu ludzi z którymi rozmawiałem w tym rejonie było zaciekawionych, z jakiego miejsca pochodzę. Co z kolei mnie za każdym razie dziwiło, to jak wielu z nich wie o Polsce! Może to sprawa popularności Chopina ( i ogólnie pianistów), ale za każdym razem było to naprawdę miłe, że nie wiedzą gdzie Polska (mniej-więcej) leży na mapie. No dobrze, wracając...

W pobliżu zamku znajdują się również muzea. Ze względu na złą pogodę podczas mojego pobytu w tym mieście, spędziłem w nich sporo czasu. Byłem nieco zaskoczony jak wiele ciekawych obrazów znajduje się w muzeum sztuki. Jednak to nie obrazy zrobiły na mnie największe wrażenie, a tradycyjne zwoje na których dawni japońscy mistrzowie malowali krajobrazy. Była to część wystawy czasowej, której tematem przewodnim była woda i zieleń. Muszę przyznać, byłem pod dużym wrażeniem tego, z jakim mistrzostwem zostały oddane różne rzeki oraz wodospady. Jestem pewien, że osoby interesujące się sztuką mogły by to docenić w większym stopniu niż ja.

W mieście znajduje się również piękny ogród Suizen-ji, który miałem szczęście odwiedzić podczas jedynej przerwy w opadach deszczu. Ukształtowanie terenu w ogrodzie nie jest przypadkowe - miało w pierwotnym zamyśle odzwierciedlać drogę z okresu Edo, wiodącą od Kioto do Tokio (które wówczas nosiło nazwę Edo). Prawdę powiedziawszy, po za miniaturą góry Fuji, nie potrafiłem nazwać innych miejsc, więc po prostu cieszyłem się widokiem. Wewnątrz możemy się natknąć na scenę teatralną, na której latem odbywają się przedstawienia Noh oświetlane jedynie pochodniami! Jest tu również mała herbaciarnia - w której warto się zatrzymać nie tylko ze względu na możliwość wypicia tradycyjnej matchy czy spróbowania japońskich słodyczy, ale też po to aby nacieszyć się pięknym widokiem, który rozciąga się z werandy budynku (mówi się że to właśnie z tego miejsca widok na park jest najpiękniejszy).

O ile w przypadku parku miałem szczęście trafić na dobrą pogodę, jak wspomniałem wcześniej, nie trwała ona długo. Przeszkodziło mi to w wyprawie na znajdujący się w pobliżu wulkan - górę Aso. Niestety, będę musiał przyjechać na Kiusiu jeszcze raz, aby na niego wejść. Jednak pocieszam się myślą, że w terminie w którym przebywałem w Kumamoto, i tak nie miałbym możliwości wejść na główny taras widokowy - ze względu na niedawną erupcję, poziom trujących gazów podniósł się na tyle, że postanowiono tę część szlaku zamknąć! Jest to ważna informacja dla osób planujących podróż w te rejony - przed porwaniem się na zdobycie wulkanu, informację o otwarciu bądź zamknięciu tarasu obserwacyjnego należy koniecznie sprawdzić.

Na sam koniec mojego pobytu, miałem jeszcze okazję przejechać się po wybrzeżu wyspy. Linia kolejowa ciągnąca się wzdłuż brzegu posiada przystanki w wielu małych miejscowościach. Co ciekawe, część ze stacji nie posiada żadnej obsługi. Wysiadając możemy się jedynie natknąć na... puszkę do której wrzuca się bilet i opłatę. Również fakt, że pociąg, podobnie jak opisałem to w przypadku podróży do Furano, składa się z jednego wagonu. Nawet spacerując, można odnieść wrażenie że okolica jest trochę wyludniona, a w niektórych miejscach można znaleźć opuszczone budynki (których swoją drogą, w Japonii jest całkiem sporo). Wybrzeże Kumamoto jest piękne, jednak nie spodziewajcie się długich, piaszczystych plaż tak jak w Polsce. Część linii brzegowej jest kamienista, w innym miejscu znajdziemy czarną plażę. Jednak co jest najważniejsze - część miejsc jest dostępna jedynie podczas odpływu! Dlatego przed udaniem się w to miejsce, warto zwrócić uwagę na to czy akurat będzie przypływ czy odpływ...

A na koniec - jeszcze parę zdjęć. Jak zwykle - oczekujcie na kolejne wpisy!

Punkt widokowy w Uto.

Ukryta w jaskini świątynia.

Na wybrzeżu można natknąć się na czerwone kraby.

Zachód słońca w Uto.

Puszka na opłatę i bilety.