Oarai

Nadmorska miejscowość w Ibaraki

5/5/2023

   Pod koniec lata postanowiłem wybrać się nad ocean. Jakby na to patrzeć, w Japonii nie trudno o to, w końcu kraj jest wyspą. Poprzednio zdarzyło mi się odwiedzić różne miejsca, więc w poszukiwaniu czegoś nowego natknąłem się na wzmiankę o plaży w Oarai (prefektura Ibaraki). Zobaczyłem parę ładnych, zachęcających zdjęć z których wynikało że plaża jest po części kamienista, po części piaszczysta. I w zasadzie po za plażą oraz jedną widowiskową bramą umieszczoną na skale - nie było tam nic. Pomyślałem - dlaczego by nie? Może czasami warto się wybrać w miejsce w którym nic nie ma? W końcu o to chodzi w odpoczynku - aby zbytnio się nie przemęczać. Przez chwilę rozważałem wyjazd na cały weekend, jednak szybko z tego zrezygnowałem. Wydawało się że pogoda może się na drugi dzień zepsuć. Ponieważ był piątek wieczór - sprawdziłem transport, spakowałem się i następnego dnia o poranku ruszyłem w drogę…

   Dojazd do Oarai nie był specjalnie trudny. W zasadzie wystarczy dojechać do Mito, a następnie wsiąść w pociąg bezpośrednio jadący na miejsce. Pomimo że było wcześnie rano, sporo osób jechało tym samym wagonem co ja. Może więcej osób miało takie same plany. A może, po prostu, było to spowodowane tym że pociąg miał jedynie trzy wagony. Stacja Oarai nie wydawała się specjalnie ciekawa. Jednak… jak tylko znalazłem się w budynku dworca, zauważyłem coś nietypowego. Duży baner przedstawiający grupę dziewczynek z jakiegoś anime. Cyknąłem zdjęcie i uznałem że musi to być jakaś akcja promocyjna. Jednak już po paru krokach zauważyłem plakat z postaciami z anime w oknie jednego budynku. Później na budynku poczty, na skrzynce na listy i na dwóch stacjach benzynowych. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej ilości anime w przestrzeni publicznej, po za miejscami takimi jak Akihabara. Byłem tym dość zaskoczony. Jak by tego było mało, po chwili, zatrzymał się obok mnie samochód obklejony motywami z animacji. Zacząłem się powoli czuć jakbym trafił do Lovecraftowskiego horroru, tyle że zamiast potworów są dziewczynki z anime. Jak się później okazało - wszystko to było spowodowane tym, że akcja jednej animacji mieściła się właśnie w Oarai i miasto najzwyczajniej w świecie próbuje przyciągnąć fanów. Może jest to rzecz kompletnie nieznana w Polsce, jednak tutaj najbardziej zagorzali fani odbywają tzw. “pielgrzymki”. Odwiedzają miejsca znane z ich ulubionych animacji... Nawet jeśli w tych miejscach nie ma nic szczególnego.

Stacja Oarai znajduje się niedaleko wybrzeża - można dojść spacerem z jednego miejsca do drugiego w dwadzieścia minut. Jednak mnie nie interesowało po prostu wybrzeże a jedno konkretne miejsce - brama Tori. Z tego też powodu mój spacer trwał nieco dłużej. Gdy znalazłem się bliżej portu, zauważyłem kolejną już wieżę widokową. Tym razem postanowiłem ją sobie odpuścić. W połowie drogi natknąłem się z kolei na targ rybny. Kręciło się po nim sporo ludzi. Targ miał jakiś taki wręcz wiejski, swojski klimat. Może było to spowodowane faktem że nie było tam żadnych innych turystów, wszyscy byli miejscowi. Ryby oraz owoce morza (a w zasadzie oceanu), były wykładane na lód lub od razu wkładane na ruszt i smażone. Zimne napoje z kolei były wkładane do balii z wodą i lodem, aby tam się chłodziły. Dorośli przechadzali się między stoiskami kupując ryby, lub siedzieli przy stolikach śmiejąc się i dyskutując, dzieci natomiast biegały między wszystkimi. Jedynie intensywny zapach ryb był nieco zniechęcający.

   Po zboczeniu na targowisko ruszyłem dalej, prostą drogą aż do docelowej plaży. Wiedziałem że jestem już bardzo blisko, ilość hoteli w tej okolicy była zauważalnie większa. Z daleka słyszałem szum fal. Nieco się zdziwiłem bo woda wydawała się spokojna. Gdy tylko podszedłem bliżej, okazało się że huk jest potęgowany przez drobne kamienie. Fale wpadając na brzeg przesuwały tysiące drobnych cząstek tam i z powrotem. Jednak oprócz samych kamieni, znajdowały się tam też znacznie większe skały (zapewne wulkaniczne?), na których to była usadowiona słynna brama. Na zdjęciach wygląda dość spektakularnie, jednak w rzeczywistości… można zdziwić się jak bardzo blisko brzegu się znajduje. Oraz tym jaki mały ma rozmiar. Co tu dużo mówić - magia obiektywu. Oczywiście nie byłem tam jedyną osobą która chciała zrobić zdjęcie. Praktycznie każdy kto dopiero dotarł na plażę stawał aby zrobić jedno lub parę, lub nawet całą serię zdjęć. Patrząc na to - bardzo dobrze że miasto ustawiło tablice zabraniające wspinać się na te konkretne skały - nie dość że nie wiadomo ile by wytrzymały (a nie wyglądały na zbyt wytrzymałe), to w dodatku łatwo sobie wyobrazić jak przy przepychającym się tłumie ludzi ktoś spada ze skały do wody - lub na ziemię w przypadku odpływu. Na temat samej plaży chyba nie ma za dużo do powiedzenia. Kamieniste plaże nie są aż tak wygodne jak piaszczyste, nawet koc niewiele może pomóc. Ponieważ temperatura powietrza o tamtej porze roku była wciąż wysoka, miałem nadzieję na to że woda również będzie ciepła. Niestety, po zanurzeniu nóg nieco zwątpiłem w to, czy chcę tego dnia się kąpać w oceanie. Woda była absolutnie lodowata. Z przerażeniem spojrzałem na dzieci pluskające się wokół. Jak one to wytrzymywały? Nie mam pojęcia.

Z drugiej strony, może to odczucie było po prostu spowodowane tym że zdążyłem się już nagrzać w słońcu. W każdym razie, po spędzeniu jakiegoś czasu w jednym miejscu i zjedzeniu obiadu postanowiłem przejść się nieco dalej. W pobliżu plaży, oprócz hoteli nie było nic wartego uwagi. Dwie restauracje oraz kawiarnia. Dopiero w trakcie spaceru powrotnego zorientowałem się, że przecież bramy takie jak ta na plaży zazwyczaj stawia się na terenie świątynnym. Po powrocie do poprzedniego miejsca, faktycznie, znalazłem informację o świątyni która miała znajdować się za plażą, po przeciwnej stronie ulicy.

   Nie trudno było ją zauważyć. Druga strona ulicy wznosiła się stromo - świątynia była na szczycie niewielkiego wzgórza. Schodów nie było dużo, jednak przez to że były strome, można się było nieźle zmachać. Jeśli chodzi o świątynię… to w sumie nie wiem czego się spodziewałem. To co zobaczyłem wyglądało na najbardziej typową świątynię, podobną do wielu innych które już widziałem. Bardziej z poczucia obowiązku niż zaciekawienia, przeszedłem się, oglądając teren klasztoru. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, dość szybko wróciłem na plażę aby kontynuować odpoczynek. Niestety, nie było mi dane relaksować się zbyt długo. Pogoda zepsuła się nieco wcześniej niż było to zapowiadane i wkrótce, wraz z silnym wiatrem, nadszedł deszcz. Ruszyłem powoli w drogę powrotną na stację. Znów znalazłem się w części miasta opanowanej przez plakaty z postaciami z anime. Jadąc pociągiem do domu, w zasadzie byłem zadowolony z odwiedzin. Czasami przydaje się pojechać gdzieś i po prostu nie robić nic konkretnego. Jednak mam wątpliwości czy Oarai jest miejscem dobrym na dłuższy wypoczynek. Może dla osób które faktycznie lubią nic nie robić przez dłuższy czas. A dla mnie? Na weekend? Może OK. Więcej niż trzy dni? Myślę że mógłbym się zacząć nudzić.